„Dobrze rozwinięte społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolnych, angażujących się w sprawy publiczne osób, działających czy to poprzez organizacje obywatelskie, czy to poprzez ruchy społeczne, czy całą sieć różnego rodzaju innych form zrzeszeń albo inicjatyw podejmowanych spontanicznie, także „online”.  Ale nade wszystko jest to społeczeństwo świadomych obywateli, świadomych nie tylko swoich praw i obowiązków, lecz także swojej sprawczości” – mówi prof. Dorota Pietrzyk-Reeves w rozmowie o filozofii politycznej komunitarian, przyczynach zaniku namysłu nad dobrem wspólnym i książce Michaela Sandela „Tyrania merytokracji”.

Agnieszka Tarnowska (RODM Kraków): Intelektualna refleksja komunitarian zrodziła się w odpowiedzi na opublikowaną w 1971 roku „Teorię sprawiedliwości” Johna Rawlsa. Na czym polegał spór, który zrodził się na kanwie tej książki i zawartej w niej koncepcji w odniesieniu do usytuowania jednostki w społeczeństwie?

Prof. Dorota Pietrzyk-Reeves (Uniwersytet Jagielloński): Tzw. spór liberałów z komunitarystami rozwinął się po ukazaniu się m.in. książki Michaela Sandela pt. Liberaliasm and the Limits of Justice w 1982 r., która była bezpośrednią odpowiedzią na Teorię sprawiedliwości Johna Rawlsa. Na kanwie tej polemiki ukazały się także książki Alasdaira McIntyre’a (After Virtue: A Study in Moral Theory, 1981 i Whose Justice? Which Rationality?, 1988),  Charlesa Taylora (Sources of the Self, 1989) oraz Michaela Walzera (Spheres of Justice: A Defence of Pluralism and Equality, 1983). W USA działał również ruch komunitariański związany z Emitaiem Etzionim.

Rawls w Teorii sprawiedliwości założył, że powinniśmy uznać dwa prawa: prawo do jak największej wolności dającej się pogodzić z taką samą wolnością innych osób oraz prawo do sprawiedliwego traktowania wyrażone w idei, że nierówności są usprawiedliwione tylko w tej mierze, w jakiej przyczyniają się do poprawy sytuacji najmniej uprzywilejowanych. Sprawiedliwość społeczna jest tu rozumiana jako maksymalizacja minimalnego poziomu zasobów społecznych. Zasada ta stoi w sprzeczności z koncepcjami państwa, które ograniczają jego zadania do ochrony praw własności. Nie te zasady jednak, lecz sposób ich uzasadnienia wywołał krytykę filozofów określanych z czasem mianem komunitarystów. Otóż Rawls pragnie pozostawać na zewnątrz filozoficznego dyskursu, rezygnuje za Deweyem z wszelkiej filozoficznej antropologii jako propedeutyki do polityki. Uznaje, że filozofia społeczna nie zakłada żadnego wyobrażenia o istocie człowieka egzystującej poza i przed historią. Wynika z to z szerszego założenia, że filozofia rozumiana jako poszukiwanie prawdziwości jakiegoś niezależnego porządku metafizycznego i moralnego nie może dostarczyć żadnego powszechnego uzasadnienia dla politycznej koncepcji sprawiedliwości w ramach społeczeństwa demokratycznego, który, jak wykazał to Hans Kelsen na początku XX wieku, jest niejako skazana na relatywizm (który Rawls określa mianem rozumnego pluralizmu). Jedyne, co można czynić po stwierdzeniu tej „jałowości” podejmowanych poszukiwań filozoficznych, to próbować zebrać powszechnie akceptowane przekonania, takie jak tolerancja i odrzucenie niewolnictwa, aby następnie idee i zasady, jakie zawarte są w tych przekonaniach zorganizować w celu stworzenia koherentnej koncepcji sprawiedliwości, czyli pewnych „słusznych” zasad. Dalszą konsekwencją tego myślenia, która wywołała szeroką dyskusję, jest koncepcja jednostki jako nieusytuowanego ja, które kieruje się poczuciem słuszności (formalnymi zasadami sprawiedliwości), a nie rozpoznaniem jakiejś koncepcji dobra, z której te zasady mogą wynikać. Towarzyszy temu stałe kierowanie się racjonalnością instrumentalną, pozwalającą osiągać jednostkowe cele bez odniesienia do szerszego kontekstu, który nadaje tym celom sens.  

Jakich filozofów zaliczamy do nurtu intelektualnego komunitarian? Co przede wszystkim organizuje ich namysł w zakresie recept na poprawę jakości życia społecznego i obywatelskiego?

Wymienieni wcześniej autorzy, w tym przede wszystkim Sandel i Taylor utrzymują, że istnieją wspólne cele nadające się na fundament dobra wspólnego, które byłyby prawomocne w odniesieniu do wszystkich grup społecznych. Proponują mocne pojęcie wspólnoty, w której więzi wynikają nie tylko z tego, co posiadają jednostki, lecz z tego kim są, ich składowej tożsamości, a nie tylko relacji, które są przedmiotem wyboru. Wspólnoty nie da się przełożyć na dobrowolne stowarzyszenie. Co więcej, do kształtowania samego siebie nie wystarczy sama wola, zapewnienie możliwości wyboru i tak mocno akcentowany przez liberałów pokroju Rawlsa pluralizm wartości. Potrzebna jest przede wszystkim samowiedza, bowiem jaźń dochodzi do swoich celów nie w drodze wyborów, lecz refleksji. W przekonaniu Sandela filozofia społeczna wymaga odpowiedzi na pytanie o konieczną i nie-przypadkową naturę podmiotu moralnego, niewynikającą z pojedynczego doświadczenia. W tekstach MacIntyre’a i Sandela można wyczytać przekonanie, czy nawet pewien sąd moralny głoszący, że instytucje liberalne i liberalna cywilizacja wytwarzają niepożądany typ człowieka, który postrzega się jako byt nieusytuowany, którego uprawnienia i wpisane w nie zasady słuszności poprzedzają jakiekolwiek koncepcje dobra i są w istocie od nich niezależne. Najbardziej krytykowane jest założenie liberalizmu o ostatecznej redukowalności bytu społecznego do mniej lub bardziej racjonalnych jednostek ludzkich, stanowiących autonomiczne, nieredukowalne już dalej atomy, których racjonalność (choćby jak u Locke’a lub Hobbesa) może ich łączyć w społeczeństwa polityczne, a nawet w ponadetniczną, ponapartykularną, uniwersalną wspólnotę ludzką.

            Filozofowie z nurtu komunitariańskiego postulują co najmniej dwa rozwiązania, które jednak w obecnym systemie nie są łatwe do zastosowania. Z jednej strony odnowienie moralnego horyzontu znaczeń, który nadaje naszemu życiu sens i pozwala rozwijać poczucie wspólnoty, z drugiej zaś odnowienie republikańskiego ideału obywatelskich cnót i obywatelskiego zaangażowania w życie wspólnoty politycznej, któremu towarzyszy zarówno poczucie sprawczości, jak i odpowiedzialności za dobro wspólne.

Jednym z największych wyzwań dla polityki w Stanach Zjednoczonych i Europie jest populizm i społeczna polaryzacja, o których pisali m.in. Joseph H.H. Weiler, Yascha Mounk, Matthew Goodwin czy Roger Eatwell. Michael Sandel, autor książki „Tyrania merytokracji. Co się stało z dobrem wspólnym?” obwinia za ten fakt globalizację, pogłębiające się nierówności ekonomiczne oraz tytułową merytokrację. Jakie mechanizmy przyczyniły się do takiego stanu rzeczy?

Sandel opisuje tylko niektóre aspekty długotrwałego procesu budowania porządku liberalnego i neoliberalnego w krajach zachodnich, który, moim zdaniem, porzucił troskę o myślenie w kategoriach innych niż kategorie własnego interesu, jednostkowego sukcesu i doczesnego dobrobytu. Nade wszystko zaś porzucił edukację, która również została podporządkowana celom instrumentalnym i pozbawiona namysłu na temat fundamentalnych podstaw rozwoju człowieka i cywilizacji wykraczających poza typową racjonalność instrumentalną. Człowiek ukształtowany w takim systemie nie wie za bardzo kim jest i do jakiego trwałego horyzontu znaczeń mógłby się odnieść albo co mogłoby stanowić jego źródło. Każdy najdrobniejszy kryzys pokazuje, że jest on w istocie pozbawiony zdolności samodzielnego i twórczego myślenia. Populizm nie jest w moim przekonaniu właściwym terminem pozwalającym opisać problemy współczesnych liberalnych demokracji. Sandel nie przekonuje mnie swoim podejściem do tej kwestii, nie tylko dlatego, że jest osadzone wyłącznie w realiach amerykańskich, ale także dlatego, że nie wnosi nic nowego, powtarza tylko formuły przyjęte przez innych badaczy, którzy właśnie w populizmie dostrzegli główne zagrożenie dla dalszego trwania liberalnej demokracji i jej etosu (np. dwaj inni profesorowie Harvardu Steven Levitsky oraz Daniel Ziblatt w książce Tak umierają demokracje). Dużo lepiej to zjawisko tłumaczy np. Jan Zielonka, dostrzegając źródła kryzysu nie w populizmie, ale w samym liberalizmie. Sandel przedstawia jednak ważny aspekt tego procesu stopniowego upadku cywilizacyjnego Zachodu, który określa mianem merytokracji, zjawiska szczególnie zakorzenionego w Stanach Zjednoczonych i przez pryzmat tamtejszych uwarunkowań analizowanego w jego książce. Już od dawna dla co wnikliwszych teoretyków i praktyków niezrozumiałe jest pogłębianie się nierówności pomiędzy najbogatszymi i tymi, którzy mieli trochę szczęścia by załapać się do klasy średniej albo też pozostali na dole drabiny społecznej. Merytokracja utrwaliła najbardziej negatywne z punktu widzenia społecznego i wspólnotowego skutki neoliberalizmu i gospodarki wolnorynkowej, czyli właśnie ogromne nierówności, poczucie niesprawiedliwości, wzrastające uprzywilejowanie nielicznych oraz zanegowanie wspólnego horyzontu moralnego, o który tak dopomina się MacIntyre, i dobra wspólnego, obok takich wartości jak poczucie własnej godności i społeczna solidarność. Na plan bardzo odległy zeszło także jednostkowe i grupowe poczucie obywatelskiej sprawczości, które pozwoliłoby odwrócić ten dominujący trend i zbudować ład oparty na zupełnie innych podstawach rozwoju od tych, jakie wytworzył racjonalny liberalizm. Merytokracja technokratyczna, jak ją określa Sandel, całkowicie zerwała z osądem moralnym, co sprawia, że w odniesieniu do gospodarki dobro wspólne jest utożsamiane z PKB, a wartość wkładu osób w budowanie tego dobra sprowadzana jest do wartości rynkowej wytwarzanych przez nich dóbr i usług. Z kolei na poziomie polityki kryterium merytokratycznym stała się wiedza technokratyczna, co dzisiaj, np. w Polsce, przejawia się w tyranii ekspertów wynajmowanych przez rząd i przez rząd oraz korporacje opłacanych. Mechanizmy rynkowe nie nadają się do definiowania i realizowania dobra wspólnego. Z tym zastrzeżeniem Sandela trudno się nie zgodzić, tak samo jak z jego obserwacją, iż współczesny dyskurs publicznych nie dotyczy żadnych istotnych kwestii moralnych czy obywatelskich, a zamiast tego staje się areną polaryzacji różnych poglądów.

W swojej pracy naukowej zajmuje się Pani m.in. teoriami społeczeństwa obywatelskiego. Jak się wydaje, jednym z kluczowych aspektów dla jakości jego funkcjonowania jest ciągły namysł nad sprawiedliwością i dobrem wspólnym. Zdaniem prof. Sandela, jesteśmy obecnie świadkami erozji i zaniku tego drugiego. Czy zgadza się Pani z zaprezentowaną przez niego wizją?

Sandel stwierdza, że merytokracja technokratyczna doprowadziła do „zawężenia projektu budowy społeczeństwa obywatelskiego”, co wynika z faktu pojmowania dobra wspólnego w kategoriach ekonomicznych. To prowadzi nieuchronnie do zaniku samego pojęcia dobra wspólnego, które byłoby zrozumiałe zarówno dla obywateli, jak i ich przedstawicieli. Ale warto pamiętać, że do tego doprowadziły nie tylko mechanizmy rynkowe, które zawładnęły tak wieloma dziedzinami życie, które jeszcze kilka dekad temu były dla nich niedostępne (np. prokreacja), ale także mechanizmy demokratyczne, a konkretnie model demokracji liberalnej, jaki wykształcił się w XX wieku. Minimalistyczna proceduralna forma demokracji jest idealnym podłożem dla tyranii technokratycznej wiedzy oraz miernych elit politycznych, które nie muszą zdawać żadnego egzaminu przed swoimi wyborcami, ponieważ potrafią nimi skutecznie manipulować, a w najgorszym razie nie muszą w ogóle konsultować z nimi decyzji podejmowanych najczęściej w zgodzie z interesem takiej czy innej elity rządzącej, takiej czy innej partii politycznej. Demokracja proceduralna wprowadzająca ścisły podział pracy, jak to określał Schumpeter, pomiędzy rządzonymi i rządzącymi nie stwarza przestrzeni dla polityki rozumianej jako publiczne działanie wolnych osób, nie oczekuje ani ich świadomego zaangażowania, ani tym bardziej czujności. W tej sytuacji społeczeństwo obywatelskie staje się jedynym bastionem, z którym rządzący zazwyczaj się liczą, choć kieruje nimi coraz większa pokusa, aby ten bastion maksymalnie ograniczyć, czego dowiódł najlepiej węgierski przywódca Wiktor Orban. Dobrze rozwinięte społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolnych, angażujących się w sprawy publiczne osób, działających czy to poprzez organizacje obywatelskie, czy to poprzez ruchy społeczne, czy całą sieć różnego rodzaju innych form zrzeszeń albo inicjatyw podejmowanych spontanicznie, także „online”.  Ale nade wszystko jest to społeczeństwo świadomych obywateli, świadomych nie tylko swoich praw i obowiązków, lecz także swojej sprawczości. Im większe to poczucie, tym większe zaangażowanie. Im większa świadomość norm, na których opiera się dobrze zorganizowana wspólnota polityczna dbająca o dobro swoich członków, tym większa czujność i chęć obrony tych norm. Taki poziom świadomości bardzo trudno osiągnąć w demokracjach liberalnych, dlatego też być może normatywny projekt społeczeństwa obywatelskiego, do jakiego odwołuję się w swoich pracach i który pewnie bliski jest także Sandelowi i innym współczesnym neorepublikanom, jest skazany na porażkę, przynajmniej dopóki radykalnie nie zmienimy zasad naszego porządku politycznego i wartości, do których się odnosi oraz nie zadbamy o wzrost świadomości obywateli.

Postulatem zawartym w najnowszej książce Michaela Sandela jest pilna potrzeba przywrócenia godności pracy oraz ponowne zdefiniowanie wartości dóbr i usług w taki sposób, aby służyły dobremu życiu obywatelskiemu i adekwatnemu podejściu do dóbr doczesnych. Podobne zagadnienia ten amerykański filozof podejmuje także w swojej książce „Moralne granice rynku. Czego nie można kupić za pieniądze?”. Jakimi środkami należałoby ku temu dążyć?

Sandel przywołuje w rozdziale na temat uznania dla pracy kulturę elitystycznego poczucia wyższości, która się nasila i która degraduje poczucie godności wśród osób, które nie wygrały losu na loterii. Otóż musimy zrozumieć, czego Sandel niestety nie dostrzega, że wszystko dzieje się na poziomie świadomości, a w związku z tym kluczem do wszelkich zmian jest zmiana świadomości. Co ważne, godność pracy i uznanie dla pracy są bardzo mocno zakorzenione w kulturach Azji i te kultury podążają zupełnie inną ścieżką rozwoju, który przynosi lepsze rezultaty społeczne, niż nasza merytokracja. Godność pracy, kojarzenie jej z wytwórstwem, a nie tylko z konsumpcją, postrzeganie pracy jako źródła uznania to bardzo ważne postulaty. Nie wiadomo jednak, jak Sandel chciałby przekuć je na konkretne rozwiązania, które pozwoliłyby kształtować inne postawy związane z pracą. Jest to do pewnego stopnia element kulturowy, mocno związany z kulturą kapitalizmu, który sam w sobie opiera się na słabych podstawach moralnych. Uważam, że cały system wolnorynkowy wymaga radykalnej przebudowy, bo bez niej nie sposób wyposażyć go w komponent moralny, jaki postuluje Sandel.

Czy należałoby sięgnąć po konkretne regulacje prawne – jak np. podatki czy kierować się raczej ku ewolucyjnym zmianom w świadomości i nawykach obywateli?

Nie da się tego zrobić za pomocą kilku ustaw, konieczna jest zmiana myślenia na temat tego, czemu służy wolny rynek i czy mechanizmy, na jakich się opiera, pozwalające na tak rażące nierówności i niesprawiedliwość w skali globalnej da się zastąpić innymi. Dobro wspólne w sensie substancjalnym w ogóle w logice wolnorynkowej się nie pojawia, bowiem zbudowany jest wokół skrajnego indywidualizmu. Dopóki więc nie przemyślimy podstaw naszego porządku politycznego i ekonomicznego, a także sposobu w jaki pojmujemy samą politykę i nie zastąpimy wadliwego porządku innym porządkiem, pozwalającym wskazać i realizować nowe kierunki rozwoju, który autentycznie służy wszystkim osobom, żadne drobne kroki nic nie zmienią. Nowa edukacja jest możliwa tylko wraz z radykalną zmianą sposobu myślenia, co dziś wydaje się konieczne, bo nasza cywilizacja przechodzi tak potężny kryzys, iż utrzymanie dotychczasowego porządku nie wydaje się możliwe. Sandel słusznie zauważa, że konieczne jest odbudowanie więzi wynikających z naszych zobowiązań dotyczących realizacji projektu demokratycznego. Dobro wspólne nie może być realizowane w sytuacji, gdy jakość życia społecznego pozostaje poza naszą uwagą i poza debatą publiczną. Cnota pokory wobec własnego sukcesu, o której Sandel mówi na ostatnich stronach książki o merytokracji jest jak najbardziej pożądana. Musi jednak wynikać z postawy, która jest mocno osadzona w horyzoncie wartości, który nakierowuje naszą uwagę na troskę o innych, a nie tylko na nas samych i nasz jednostkowy dobrobyt.

            Projekt filozoficzny komunitarystów nie stracił swojej aktualności, wymaga jednak szerszego rozwinięcia i dostosowania do warunków innych niż amerykańskie. Dzisiejszy kryzys dowodzi, że w ciągu ostatnich trzech dekad nie udało się wprowadzić żadnych istotnych zmian ani w sposobie funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej i jej globalnej nadbudowy, ani w sposobie funkcjonowania proceduralnych demokracji liberalnych. Projekt wspólnoty obywatelskiej, który został zarysowany przez niektórych komunitarystów i neorepublikanów w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia nie doczekał się na razie ani szerszego zainteresowania ani tym bardziej realizacji. Dziś, bardziej niż trzydzieści lat temu, potrzebne jest szerokie zaangażowanie społeczne na rzecz istotnej zmiany zarówno w myśleniu, jak i w działaniu. Zmiana ta może mieć tylko charakter oddolny, bowiem nie można jej oczekiwać od elit i instytucji, które nie uczyniły nic, aby zaproponować jakąkolwiek wizję wspólnego dobra i tę wizję realizować.

Dziękuję za rozmowę!

*

Dorota Pietrzyk-Reeves Profesor nadzwyczajny w Katedrze Filozofii Polityki Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Prodziekan Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych ds. nauki i internacjonalizacji. Głównym obszarem jej zainteresowań naukowych i badań są normatywne podstawy polityki, historia myśli politycznej, klasyczna i wczesnowożytna tradycja republikańska oraz teorie demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Opublikowała następujące monografie: Idea społeczeństwa obywatelskiego. Współczesna debata i jej źródła (Wrocław 2004, Toruń 2012), Ład rzeczypospolitej. Polska myśl polityczna XVI wieku a klasyczna tradycja republikańska (Kraków 2012), Civil society, Democracy and Democratisation (Frankfurt am Main 2015) oraz Polish Republican Discourse in the Sixteenth Century (Cambridge University Press 2020).