Podwójne partnerstwo jest egzotyczne w dzisiejszych czasach w Stanach Zjednoczonych, ale dwie partie coś dzielą: głęboki niepokój o Chiny. Spytana w lutym na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa, w czymkolwiek się zgadzała z prezydentem USA Donaldem Trumpem w kwestii polityki Chin Nancy Pelosi zaznaczyła sucho acz przekonywująco: „Bierzemy to porozumienie pod uwagę”. Legislacja wspierająca Hong Kong i Tajwan a sankcjonująca Chiny oficjalnie łatwo przeszła przez Kongres w tym roku. W przeciwieństwie do przeszłości, dzisiaj Chiny mają niewielu jeśli w ogóle, przyjaciół na najwyższych szczeblach władzy w Waszyngtonie.
Nawet poza kongresem, istnieje szerokie porozumienie przez wszystkie polityczne spektra, o tym czemu Chiny wysyłają groźby pod adresem Stanów Zjednoczonych. Jest wiele powodów, ale wszystko chodzi o to, że Chiny to opresyjny jednopartyjny kraj, rządzony przez marksistowsko-leninowską kadrę, której lider Xi Jinping zgromadził więcej osobistej energii jak żaden inny od czasów Mao Zedonga. Zarówno administracja Trumpa jak i kandydat partii demokratycznej na prezydenta Joe Bidena, krytykują Chiny za łamanie praw człowieka, które zawiera oprócz różnorakich brutalności, zamykanie w obozach koncentracyjnych ujgurskich muzułmanów. Przewodniczący partii demokratycznej zrugał zagranicznych myślicieli politycznych Kurta Campbella i Jake’a Sullivana słowami napisanymi w zeszłym roku na tych stronach: „Chiny mogą ostatecznie prezentować silniejszą ideologiczną rywalizacje niż zrobił to Związek Radziecki. Chiny wzrastając do miana supermocarstwa będą to robić idąc w stronę autokratyzmu. Chińska fuzja autorytarnego kapitalizmu z cyfrową inwigilacją może się okazać bardziej wytrzymała i atrakcyjna od marksizmu.”
Krytyka Chin jest prawdziwa. Stany Zjednoczone są w naprawdę wyjątkowej poważnej rywalizacji z Chinami, która wymaga często stania na twardym stanowisku. Waszyngton nigdy nie powinien wzbraniać się od swoich niespeszonych objęć rządu republikańskiego i szacunku do ludzkiej godności. Ideologia jednak nie kłamie o istocie rzeczy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Chinami – nawet jeśli elementy elit w Chinach markistowsko-leninowskich myślą, że tak jest. Duża skala chińskiej ekonomii, populacji i obszaru lądowego oraz konsekwentna moc mogą powodować głęboką troskę dla polityków z USA nawet jeśli kraj był demokratyczny. Widząc tą rywalizację głównie jako ideologię spowoduje to błędne zrozumienie jej natury – z potencjalnymi katastrofalnymi skutkami.
Chiny są wielkim państwem, największą siłą wyłaniającą się w stosunkach międzynarodowych odkąd zrobiły to Stany Zjednoczone w późnych latach dziewiętnastego wieku. Mają nadzieję objąć pozycję hegemona w Azji, dziś największego światowego rynku. Chociaż chińska komunistyczna partia pracy jest bardziej ideologiczna niż wielu przyznaje, motywacja Pekinu w pościgu za tymi celami, wcale nie ma nic wspólnego z ideologią.
Chiny bardzo ochoczo zabiegają o utworzenie strefy regionalnego handlu sprzyjającej ich gospodarce – współczesnego – analogowego systemu w hołdzie systemowi, który przeniósł Chiny położone w wschodniej Azji z czternastego do dziewiętnastego wieku? W świecie definiowanym teraz przez rosnące bariery w handlu, Chiny być może zdobędą ogromną przewagę w kształtowaniu dużego rynku obszarowego zgodnego ze standardami i korzyściami dla pracowników i firm. Droga Chin do pozycji hegemona ma też strategiczny cel. Chiny mają długie poczucie odgrodzenia przez sojuszników USA i innych rywali. Teraz wszystko zmierza do zmuszenia sąsiadujących stanów do brania wskazówek dotyczących bezpieczeństwa od Beijing. I nawet po „wieku upokorzenia”, Chiny są ochocze do wyprostowania się, i zaznaczenia swojej siły w Azji i poza nią.
Żaden z tych imperatywów nie jest stricte ideologiczny. Nazistowskie Niemcy i imperialna Japonia dążyły do stania się regionalnym hegemonem, tak samo jak zrobił to po wojnie Związek Radziecki, post rewolucyjna Francja na początku dziewiętnastego wieku oraz Stany Zjednoczone w północnej Ameryce w dziewiętnastym wieku. Liberalna Wielka Brytania przewodniczyła imperium z preferencyjnym systemem handlowym, tak samo jak trzecia Republika Francuska.
Jednakże, naturalne chińskie aspiracje mogą istnieć, a Stany Zjednoczone mają jasny, podstawowy interes w zapobieganiu zainteresowania Chin nimi. Ten interes jest kardynalny dla amerykanów: możliwość handlowania a tym samym ekonomicznego zysku w Azji. Stany Zjednoczone po prostu nie mogą sobie pozwolić na wykluczenie (lub naprawdę dyskryminacji przeciwko niemu) z tego ogromnego, wciąż rosnącego rynku. Gdyby to się stało, chińskie firmy miałyby dostęp do sporo większego rynku, coraz bardziej deklasując amerykańskie firmy. Amerykanie musieliby się modlić do chińskiej przymusowej dźwigni, z amerykańskim dobrobytem i ostateczną ochroną w niebezpieczeństwie.
Na szczęście, wiele innych krajów w Azji i poza nią chce również upewnić się, że Chiny nie będą dominować w regionie. Te kraje idą w różnorodności cieni, obejmując swym zasięgiem Australię, Japonię, Indie i Wietnam. Wszystkie z nich, pomimo swoich wewnętrznych politycznych ustaleń, podzielają interes w ochronie swoich autonomii przed despotycznym chińskim wpływem. Kierowane przez Stany Zjednoczone, te kraje mogą razem uformować koalicje by zablokować chińskie próby zdobycia hegemonii nad Azją.
Zła soczewka
Budowanie takiej koalicji będzie trudne jeśli politycy amerykańscy będą naciskać na ideologiczny charakter konkurencji z Chinami. Nawet gorzej, bo może to doprowadzić do bardziej negatywnych skutków niż to potrzebne. Z definicji, ideologiczne zmagania czynią rywalizacje egzystencjalną klatką, podnosząc jej intensywność i ryzyko sporo dalej. Głównie ideologiczny pryzmat wymaga, aby Stany Zjednoczone pracowały nad transformacją chińskiego kraju i systemu, w rezultacie dając Pekinowi wszystkie dalsze powody prowadzące do potencjalnie katastrofalnych trudów unikających porażki. Prawda jest taka, że Stany Zjednoczone mogą egzystować z Chinami zarządzanymi przez Chińską Partię Pracy – tak długo jak szanują interesy USA i ich sojuszników oraz partnerów.
Nadmierny ideologiczny pogląd może zablokować potencjał na bardziej stabilne relacje jeśli komunistyczna partia Chin zechce szanować te zainteresowania. Amerykanie już na tej drodze byli. W 1954 sekretarz stanu John Foster Dulles odmówił uściśnięcia ręki z chińskim premierem Zhou Enlai – to przykład podejścia, które przyczyniło się do porażki Waszyngtonu w wykorzystaniu Sino-Soviet i amerykańskiego uwikłania w Wietnamie. Osiemnaście lat później, z drugiej strony, prezydent Richard Nixon i narodowy doradca bezpieczeństwa Henry Kissinger negocjowali z Mao i Zhou w środku kulturalnej rewolucji, aby otworzyć nowy front w rywalizacji z Związkiem Radzieckim. Prezydent George H. W. Bush wysłał narodowego doradcę bezpieczeństwa Brenta Scowcrofta aby negocjował z Chinami zaledwie miesiąc po masakrze na placu Tiananmen w 1989. Ten drugi amerykański przywódca odkrył, że w rywalizacji wielkiej mocy, naciskanie na konkordancje albo całkowite zwycięstwo jest próżnym trudem – i całkiem możliwe, że i zaproszeniem do katastrofy.
Interpretowanie rywalizacji jako głównie ideologicznej prowadzi do kierowania każdych zajść w kolejny kraj jako testu, który pokaże jaki system polityczny jest pierwszorzędny. Robiąc tak, zwiększa to znaczenie fundamentalnych drugorzędnych wydarzeń. Podczas zimnej wojny, ten rodzaj podejścia, aby „wspierać każdego przyjaciela” pomógł Stanom Zjednoczonym w ich „długim narodowym koszmarze” w Wietnamie, gdzie wedle przeświadczenia wojna nie była potrzebna by negować sowiecką hegemonię nad zindustrializowanymi częściami Europy i Azji.
Ideologia nie kłamie na linii napięć pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami.
Dla Stanów Zjednoczonych jest to trudne, jeśli nie niemożliwe, by pracować z mniej liberalnymi lub niedemokratycznymi krajami jeśli kraje te widzą rzeczy przez ideologiczny pryzmat. Jednakże wiele z najważniejszych krajów, które mogą dołączyć do koalicji przeciwko chińskiej regionalnej hegemonii także jest niedemokratycznych, jak Wietnam, Indie czy Malezja, które wielu określa jako nieliberalne. Żaden kraj w krytycznym regionie południowo-wschodniej Azji nie jest zaliczany do modelu demokratycznego. Przesadne akcentowanie ideologii w rywalizacji z Chinami mogłoby powstrzymać kolaboracje albo ryzyko alienacji krajów współpracujących, czyniąc o wiele bardziej trudnym do negowania chińskiego celu jakim jest regionalna hegemonia. Jest nieużytecznym dla Stanów Zjednoczonych posiadać Danię albo Holandię na pokładzie ale nie Indonezję, Malezję, Tajlandię czy Wietnam.
Wyobrażenie o rywalizacji jako fundamentalnie ideologicznej jest także mylące. Podejmowanie takiego ryzyka, zaspokaja chimeryczną nadzieję, że gdy raz liberalne demokracje rozprzestrzeniły się po świecie, strategiczna rywalizacja się skończy a Stany Zjednoczone będą mogły spokojnie kolaborować z myślącymi państwami w bezpiecznym świecie. Ta fałszywa, milenijna nadzieja podniosła nierealistyczne oczekiwania bardziej niż przygotowania amerykanów na długotrwałą bitwę i rywalizację w świecie polityki.
Upadek Związku Radzieckiego, i dalszy rosyjski kierunek, powinny nauczyć amerykanów, że nawet jeśli tak pokaźny, ideologicznie różny przeciwnik poddaje się i zmienia swój system polityczny, to krajowe transformacje nie rozwiązuję niezbędnych fundamentalnych strategicznych napięć.
Hierarchia potrzeb
Na początku zimnej wojny, Stany Zjednoczone znalazły się na rozdrożu. Niektóre postacie, takie jak prezydent Dwight Eisenhower, obrały twardą linię w kwestii Związku Radzieckiego, ale za radą by potrzeby traktować bardziej wybiórczo w konfrontacjach, kierując amerykańską politykę zagraniczną w stronę wybiórczości, co nazywamy środkową drogą. Inni tacy jak autorzy NSC-68 (wpływowego raportu Narodowej Rady Bezpieczeństwa z 1950), wierzyli w drogie, systemowe podejście do konfrontacji ze Związkiem Radzieckim, przekonani, że pomogło to wplątać Stany Zjednoczone do Wietnamu. Waszyngton jest teraz w podobnym momencie zmagań wielkiej siły, i powinien przyjąć postawę podobną do tej uosabianej przez Eisenhowera.
My nie proponujemy jednowymiarowej realnej polityki. Stany Zjednoczone muszą stać na straży prawa, republikańskiego rządu i praw człowieka. Stanie na straży tych wartości wcieli wszystkich dookoła świata pod sztandar USA, pomoże demonstrantom w ryzyku kłaniania się Pekinowi i zapewni motywujące siły do wspólnych wysiłków. Musimy rozpoznać, że Pekin sam myśli przynajmniej o zasadniczo ideologicznym okresie, nawet jeśli rywalizacja nie dotyczy fundamentalnie ideologii.
Już zagraniczna polityka składa się z hierarchii potrzeb. Zagraniczna polityka – szczególnie w republikach – powinna służyć interesowi mieszkańców kraju. Chociaż amerykanie mogą życzyć Chinom by stały się bardziej wolne i po prostu bardziej społeczeństwem, amerykański rząd nie powinien być odpowiedzialny za uczynienie tego, szczególnie podając koszt i ryzyko ścigania nadmiernie ideologicznego konfliktu z Pekinem. Stany Zjednoczone z pewnością mogą i powinny wyrazić szacunek dla praw człowieka i praw politycznych, na ich drodze do odróżnienia się od Chin. Jednakże politycy muszą utrzymać baczną perspektywę i być wybiórczym, szczególnie wtedy kiedy stawka jest wysoka.
Link do artykułu: Elbridge Colby nad Robert D. Kaplan „The Ideology Delusion. America’s Competition with China is not about doctrine” Foregin Affairs 23.09.2020
Opracowanie: Marcin Kucharski