„Zamieszanie w stosunkach transatlantyckich nie dotyczy wyłącznie Trumpa. To wybory europejskich przywódców będą miały wpływ na przyszłość transatlantycką”.

Powyższe słowa oddają istotę transatlantyzmu, który jak zaznacza autor artykułu Andrew A. Michta stanowi podwaliny kooperacji Stanów Zjednoczonych i Europy, lecz owa idea od kilku ostatnich dziesięcioleci tkwi w swoistym kryzysie. Albowiem, podziały w społeczności transatlantyckiej potęgowane są nie tylko poprzez decyzje Trumpa, ale także czołowych przywódców NATO. Kontekst historyczny odgrywa tutaj niebagatelną rolę, jednakże to ostatnie wydarzenia, generujące szereg problemów, szczególnie godzą w utrwalony porządek.

Decyzję administracji Donalda Trumpa o wycofaniu 9500 amerykańskich żołnierzy z Niemiec, zasadnie można uważać za kluczowy impuls, komplikujący stosunki transatlantyckie. Jednakże zdaniem autora artykułu, to konfrontacja charyzmatycznego amerykańskiego prezydenta z kluczowymi przywódcami NATO zdaje się potęgować transatlantyckie zamieszanie. Niniejsza runda problemów jest potęgowana globalnym widmem recesji gospodarczej, będącej wynikiem COVID-19 oraz zawirowań społecznych na Zachodzie. Co więcej, wraz ze wzrostem konkurencji między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, rosyjskim rewizjonizmem i geostrategiczną asertywnością, strategiczne wybory Europy w najbliższej przyszłości będą miały decydujący wpływ na przyszłość bezpieczeństwa kontynentu oraz strukturę władzy na całym świecie.

Inną kwestią jest zobowiązanie europejskich sojuszników NATO do odbudowania swoich sił zbrojnych. Niniejszy postulat nigdy nie został wcielony w życie, podobnie jak zaplanowane na jednym ze szczytów NATO przeznaczenie 2% PKB na cele obronne. W tej dziedzinie wielu europejskich przywódców zawiodło, co Andrew A. Michta uważa za niebywale dotkliwe, bowiem zaprzecza to potencjalnemu rozwojowi stosunków transatlantyckich. Waszyngton potrzebuje wówczas sojuszników, których wojskowe kompetencje nie pozostają jedynie w sferze abstrakcji. Jest to w dużej mierze zdeterminowane powinnością sprostania rewizjonistycznym aspiracjom Rosji, a także Chinom – gotowym do przejęcia tytułu wiodącej światowej potęgi morskiej. W ostatnim czasie zamiary ChRL na tym polu stały się widoczne, nie tylko na Morzu Południowochińskim, ale także na Morzu Śródziemnym czy Bałtyku, co budzi wiele kontrowersji, a jednocześnie zagraża hegemonii amerykańskiej na półkuli zachodniej.

Wydaje się, iż Stany Zjednoczone obudziły się w zupełnie nowej rzeczywistości po dwóch dekadach wysiłków skierowanych przeciwko terroryzmowi w jego globalnym wymiarze. Toteż nowy ład światowy, wyłoniony został jako rosyjsko-chińska przeciwwaga, destabilizująca dotychczasowe stosunki transatlantyckie. USA i ich najwięksi europejscy sojusznicy wydają się nie mieć w tym dychotomicznym zestawieniu wspólnej narracji. Albowiem zaistniały problem jest potęgowany poprzez brak jego rzeczywistej identyfikacji pod względem charakteru zagrożenia, który ponadto leży poza zasięgiem niniejszych podmiotów. Gospodarcza potęga Chin jest swoistym odzwierciedleniem jej potencjału militarnego, zaś rewizjonistyczna polityka Putina stanowi par excellence kwestię bezpieczeństwa wojskowego. W obliczu porządku, który Stany Zjednoczone chciałyby utrzymać, pełniąc jednocześnie rolę hegemona, naturalnym wydaje się opozycyjne w tej sprawie stanowisko Pekinu i Moskwy, pretendujące do wykreowania nowego ładu.

Jak zauważa autor artykułu, USA oraz Rosja i Chiny stoją na straży odmiennych wizji porządku, jaki powinien zapanować na świecie. Z kolei Europa, uboga w zasoby militarne, zdaje się raczej ulegać fenomenowi regionalizacji, przy czym nie skupiając swojej uwagi na pogłębianiu kontaktów z potężnymi mocarstwami. W ciągu ostatnich 30 lat europejska debata na temat swojej przyszłości wsparta była dwoma głównymi koncepcjami: tradycyjną orientacją transatlantycką oraz proamerykańską i pronatowską wizją rzeczywistości. W konfrontacji z ostatnimi wydarzeniami, wyróżnić należy także opcję rosyjską oraz chińską, jakoby to one były atrakcyjną alternatywą, angażującą europejski handel i przemysł, poszerzając go o aspekt bezpieczeństwa mogący zagwarantować obopólne korzyści.

Finalnie, Andrew A. Michta wyraża wątpliwość odnośnie zbiurokratyzowanej strukturalnie działalności NATO. Stwierdza jednocześnie, iż truizmem jest eksponowanie jedynie stałych interesów państw, a zaprzeczanie ich zdolności do tworzenia trwałych sojuszy. Bowiem, ramy Paktu Północnoatlantyckiego są świadectwem współpracy, mającej na celu gwarancję stabilizacji oraz przeciwdziałaniu kryzysogennym bodźcom. Jednakże, aby być skutecznym, niniejszy sojusz musi być uwikłany w postulat równowagi sił oraz zaangażowany w geostrategiczne interesy jego członków. W przeciwnym razie jego potencjał pozostanie zredukowany jedynie do retorycznej analizy pozbawionej działania. Autor artykułu konkluduje, iż Stany Zjednoczone stanowią rdzeń zdolności militarnych niniejszego sojuszu, lecz o przyszłości NATO zdecyduje Europa. Będzie to zależeć od tego czy kooperacja w ramach atlantyckiej solidarności przetrwa czy zdominuje ją jedna z alternatywnych wizji stosunków międzykontynentalnych. Bowiem, to czy Europa pozostanie transatlantycka czy stanie się „postamerykańska” zależy od europejskich przywódców.

 

Opracowała: Monika Kabat 

Link do artykułu: https://www.the-american-interest.com/2020/07/09/renewed-transatlanticism-or-a-post-american-europe/?fbclid=IwAR1HMryyHrhzzC_HtSH4EOpzsVVkpxnoCxTY3FTn-A2p3AKyU5ySyPbkph4