Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 mimo wszystko nas zaskoczyła. Do tej pory żyliśmy w tym najbezpieczniejszym ze światów, epidemie kojarzyły się ze średniowieczną Czarną Śmiercią, hiszpanką, która zdziesiątkowała żołnierzy podczas I wojny światowej, albo zachorowaniami szalejącymi w Afryce. Zapomnieliśmy, że zarazy nawiedzały nasze ziemi przez stulecia, a Małopolska nie była w tym względzie wyjątkowym miejscem. Tym razem w cyklu “Epidemie w Małopolsce” przeniesiemy się na Sądecczyznę. 

Nowy Sącz – trzecie pod względem wielkości miasto Małopolski – zostało lokowane w 1292 roku. Przez osiem wieków istnienia niejednokrotnie było świadkiem „morowego powietrza”. W końcu epidemie dżumy, ospy, grypy czy cholery pojawiały się średnio co kilkanaście lat, choć oczywiście miały różny zasięg i intensywność. W XV wieku w niedalekim Krakowie epidemie dżumy miały miejsce co 2-3 lata. Rozprzestrzenianiu się zarazy sprzyjały wojny, a także brak higieny i ciasna zabudowa z przybudowami gospodarczymi, a także cmentarze usytułowane w centrum miasta – przy kościołach, a także brak kanalizacji (zamiast tego do XIX wieku były rowy przydrożne). Nowy Sącz leżał w widłach Dunajca i Kamienicy, wylewy rzek i duża wilgotność powietrza przyczyniały się do wybuchów epidemii czerwionki, duru brzusznego a także wąglika, który atakował ludzi i zwierzęta. W czasach średniowiecznych wspominane były już powtarzające się zarazy zimnicy (malarii), a także gorączki bagiennej. 

Często za przechodzącym frontem „szła” zaraza. W czasie, gdy na wschodzie trwało powstanie Chmielnickiego, w Nowym Sączu wybuchła epidemia (jesień 1652 roku), która kosztowała życie około 1500 osób. W mieście życie zamarło na kilka miesięcy – od sierpnia 1652 roku do stycznia 1653 roku. Zaraza była szczególnie niebezpieczna dla najuboższych, gdyż dużo trudniej było im unikać skupisk ludzkich, gorzej się odżywiali i mieli mniejsze możliwości dbania o higienę. Gdy w domu, ktoś zachorował zabijano okna i drzwi pozostawiając jedynie otwór umożliwiający podawanie jedzenia. Miasto starało się pomagać chorym dostarczając chleb zamkniętym w zadżumionych domach, jednak dochodziły kolejne problemy. Wśród nich m.in. strajk grabarzy, którzy odmówili grzebania zakażonych zmarłych, jeśli nie otrzymają za to odpowiedniej gratyfikacji. Morowe powietrze wróciło kilka miesięcy później, ale na mniejszą skalę. Również zabito wtedy domostwa, aby izolować zakażonych, umarłych grzebano na specjalnie stworzonych do tego celu cmentarzy poza miastem, jednak rodzina niejednokrotnie płaciła grabarzowi, aby ten pod osłoną nocy je wykopał i przeniósł w okolice kościoła.

Niewiele ponad dziesięć lat później w 1665 roku wybuchła kolejna zaraza, która tak bardzo zdziesiątkowała mieszkańców, że ocaleć miało jedynie 1320 osób. Najbardziej dotkliwe było jednak to, że nieszczęścia rzadko chodziły w pojedynkę. Wojny, epidemie i pożary często występowały w tym samym czasie albo bezpośrednio po sobie. Duży problem stanowiły niewystarczające zasoby wody pitnej, w średniowieczu zbudowano co prawda wodociągi, aby móc pompować i doprowadzać wodę ze źródeł w Roszkowicach, jednak gdy odczuwano jej braki korzystano z płytkich studni na terenie miasta, co kończyło się epidemiami jelitowymi.

Rok 1710 zapisał się szczególnie boleśnie – epidemią dżumy. W mieście zmarło wiele osób, dokładniej liczby nie zanotowano. Domy, w których odnotowano przypadki zachorowań tak jak i wcześniej, oznaczono, zabijano drzwi oraz okna, pozostawiając jedynie otwory umożliwiające dostarczanie jedzenia. W 1738 roku miasto najpierw nawiedziła powódź, a później tyfus głodowy. Na podatność zachorowania, a następnie śmiertelność miało wpływ wiele czynników. Jednym z nich było osłabienie organizmu. Złe odżywianie, braki w spożywaniu mięsa i nabiału przyczyniały się do większej podatności na zachorowania.

W okresie zaboru austriackiego została zreformowana służba zdrowia, mimo tego ogniska tyfusu stwierdzano w mieście co roku przez całą epokę austriacką. Oprócz tego pojawiały się w tym czasie także: cholera, ospa, szkarlatyna i dyfteryt (błonica). Na przełomie XVIII i XIX wieku Sądecczyznę nawiedzały wielokrotnie epidemie cholery. Najbardziej dotkliwa spotkała okolice w 1831 roku, w mieście zmarło około 1200 osób. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby, zmarłych grzebano poza miastem. Na niewiele się to zdało, gdyż co kilka lat cholera wracała, najczęściej w połączeniu z klęską głodu. Pod koniec wieku (w 1888 roku) te ziemie nawiedziła kolejna zaraza. Tym razem winnym był… tyfus. W okresie trwania zarazy w mieście tworzono zastępcze szpitale zakaźne. Miało to miejsce np. w 1850 roku podczas epidemii tyfusu i cholery, w 1879 – tyfusu plamistego i ospy oraz 1915 roku, gdy szalała ospa.

20 grudnia 1918 roku prasa donosiła, że w Nowym Sączu panuje epidemia hiszpanki, na którą codziennie umiera kilkanaście osób. W tym samym czasie w Krakowie rozprzestrzenia się tyfus plamisty. Tak jak w poprzednich wiekach wojna i zaraza niosły ze sobą bankructwa, utratę pracy, ubożenie, a z drugiej strony wzrost cen, doprowadziło do kryzysu ekonomicznego. Od 1927 roku ponownie zaczęły pojawiać się ogniska chorób zakaźnych takich jak: tyfus, czerwionka, cholera, do tego dochodziła błonica, ospa, szkarlatyna i zapalenie opon mózgowych. Szpital był przepełniony, na oddział zakaźny nie przyjmowano już chorych. Powodem takiego stanu rzeczy były złe warunku sanitarne, brak higieny osobistej, czy brud. Do tego doszły jeszcze powodzie. Problem higieny osobistej został zminimalizowany w latach 30. XX wieku. Po wybuchu II wojny światowej troska o warunki sanitarne w mieście zeszła na dalszy plan. Zgodnie ze sprawozdaniem występowały wtedy zachorowania na dur brzuszny, tyfus plamisty, błonicę, płonicę, czerwionkę, dużo rzadziej cholerę, malarię, czy zapalenie opon mózgowych. Najgorsza sytuacja panowała w szpitalu żydowskim, pomimo tego, że w 1941 roku przeprowadzono w gettach masowe szczepienia na tyfus, to już w styczniu i lutym następnego roku wybuchła epidemia tyfusu o dużej śmiertelności. Udało się ją opanować w maju 1942 roku, a w lipcu getto zostało zlikwidowane.

Lata powojenne w dalszym ciągu owocowały zachorowaniami na dur brzuszny, dur plamisty, płonicę, błonicę, czerwionkę, odrę, malarię, zapalenie opon mózgowych, gruźlicę, jaglicę, czy choroby weneryczne. Spowodowane było to skutkami wojny - brudem i niedożywieniem. Warto jednak podkreślić, że nie powodowały one dużej śmiertelności.

Mówiąc o epidemiach należy pamiętać również o tych, które jak świńska, czy ptasia grypa dotykają zwierzęta i powodują poważne ubytki w inwentarzu, a co się z tym wiąże ubożenie, podnoszenie cen żywności, a w konsekwencji głód. Oczywiście od początku starano się ograniczyć rozprzestrzenianie kolejnych zakażeń. W XIX wieku zbudowano publiczną łaźnię, a w ramach umowy właściciel miał zapewnić kąpiel chorym, ubogim i żołnierzom stacjonującym w mieście. Starano się ograniczyć możliwość przemieszczania się oraz gromadzenia, nawoływano również do przestrzegania przepisów zdrowotnych, jednak nie spotykało się to z dużym odzewem społeczeństwa.

Analizując historię zaraz w Małopolsce z łatwością można zauważyć, że nie były one niczym wyjątkowym. Wracały często, choć dużo rzadziej niosły ze sobą ogromne straty w ludziach. Starano się im zaradzić w podobne sposoby jak dzisiaj – izolacją i przestrzeganiem higieny. Pandemia SARS-CoV-2 za pewien czas przeminie, tak jak dżuma, tyfus, dur brzuszny, czy inne zarazy z przeszłości. Żniwo zbierać będzie pewnie jeszcze długo po jej wygaśnięciu, gdyż przyniesie ze sobą kryzys ekonomiczny (mniejszy lub większy), ubożenie, zapowiadana susza przyczyni się do drożenia produktów spożywczych. Historia kolejny raz zatoczy koło, ale tak jak i nasi przodkowie musimy po prostu to przetrwać. Na pocieszenie dodać można, że w dalszym ciągu żyjemy w najbezpieczniejszym ze światów, a medycyna nie serwuje nam już upuszczania krwi i lewatyw jako cudownego środka na wszystko. Tym pozytywnym akcentem zachęcamy do przeczytania recenzji książki „Grypa. Sto lat walki”, która ukazała się na naszej stronie internetowej, a także śledzenia kolejnych tekstów z cyklu epidemie w Małopolsce.

 

Autorka: Karolina Wanda Olszowska, koordynatorka krakowskiego Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej

 

Link do recenzji książki “Grypa. Sto lat walki”: https://www.rodm-krakow.pl/index.php/biblioteka/publikacje/481-niewidoczny-wrog-recenzja-ksiazki-grypa-sto-lat-walki

 

Bibliografia:

Dzieje Miasta Nowego Sącz, pod. red. Kiryk F., Warszawa - Kraków 1992, t. I

Dzieje Miasta Nowego Sącz, pod. red. Kiryk F., Płaza S., Kraków 1993, t. II

Dzieje Miasta Nowego Sącz, pod. red. Kiryk F., Ruta Z., Kraków 1996, t. III

 

 Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu